Jan K.Korzybski
(źródło: Ciechanowskie Legendy Zamkowe, Towarzystwo Miłośników Ziemi Ciechanowskiej, Ciechanów 2001)
Przedbramie zamkowe, zbudowane od zachodniej strony, miało dwie kondygnacje. Pierwsza dolna - to wjazd do zamku, po obu stronach osłonięty murem, druga zaś nad tym wjazdem, stanowiąca niejako pierwsze piętro, była izdebką wrotnego, do którego obowiązków należała obsługa zamkowych wrót. Wrotny podnosił i opuszczał tzw. bronę, żelazną kratę w bramie zamkowej, podnosił i opuszczał most zwodzony nad fosą.
W izdebce tej mieszkał z żoną i kochaną bardzo córeczką, jedynaczką. Córcia, jako że jedynaczka, otaczana była przez rodziców szczególną miłością, szczególną troską i choć ów Wrotny wiele nie zarabiał to wszystko co tylko mógł, przeznaczał na zaspokojenie potrzeb jedynaczki. Wszystkie, lub prawie wszystkie zachcianki Żabusi, bo tak ja pieszczotliwie nazywano, były zaspokajane. Była to ładna dziewczyna, podziwiana przez rówieśników i otoczenie. I była też mądra, choć swoich uzdolnień nie potrafiła właściwie ukierunkować. Była trudna w prowadzeniu, wyrastała w przekonaniu, że nie ma jej równej, że wszystko musi być dla niej, stawała się coraz bardziej zarozumiała, wyniosła i despotyczna. Te jej egoistyczne cechy szybko zostały dostrzeżone przez koleżanki, a potem i przez kolegów. Nie miała przyjaciół, bowiem wszystkich traktowała oschle , stwarzała dystans i choć była ładna, to jednak chłopcy, kiedy już dorastała, nie szukali jej towarzystwa. Jednak jednego, wybranego traktowała inaczej. Zakochał się w niej o kilka lat od niej starszy, przystojny i mądry chłopak, syn książęcego jurysty. Kochała go i oddana mu była bez reszty. W swojej egoistycznej jednak miłości wykluczała dzielenie się uczuciami nawet ze swoim przyszłym potomstwem. Wielokrotnie mu powtarzała, że dzieci mieć nie chce, bo nie wyobraża sobie, aby pomiędzy nimi był jeszcze ktoś inny, kto zabierać będzie część wzajemnych uczuć. A poza tym wychowanie potomstwa bardzo absorbuje, wymaga pracy, wręcz poświęcenia. Ona woli opiekować się zwierzętami, kotkiem, pieskiem i tam lokować będzie swoje opiekuńcze instynkty macierzyńskie. W innej konwencji wychowany był jej chłopak. Obserwując Żabusię przez kilka lat, doszedł do słusznego wniosku, że ta dziewczyna nie spełni jego oczekiwań, że kiedy skończy się fascynacja, a któraś kiedyś niewątpliwie ustąpi, zabraknie czynnika wiążącego ich małżeństwo, czynnika w postaci potomstwa. Jest przecież wokół tyle równie pięknych i mądrych dziewcząt - myślał - które oprócz miłości małżeńskiej są w stanie rozbudzić w sobie miłość macierzyńską. Zostawił Żabusię, mimo jej zapewnień o dozgonnej miłości. Żabusia została sama, bo tak zwykle kończy się przewrotność, tak kończą się anomalia ludzkich zachowań.
Nadszedł dzień święta Kupały. Wszyscy młodzi z zamku i podgrodzia poszli w las, na polanę, nad rzekę na doroczne igrzyska szukania kwiatu paproci. A było tam wesoło, palono ognie, wito i puszczano wianki na wodę, tańczono wokół ogniska, śpiewy trwały do białego dnia, bo przecież jest to najkrótsza noc w roku.
Żabusia długo nie była zdecydowana, czy pójść na polanę, i kiedy zamek już opustoszał, za namową swojej mamy, poszła dużo później , sama, nie bacząc, że już ciemno i przez las samotnie nie bardzo jest bezpiecznie. Wprawdzie odległość nie była wielka, ale lasem, wąskimi ścieżkami tylko przy świetle księżyca wcale nie było łatwo i przyjemnie. I gdyby nie dalekie odgłosy beztroskiej zabawy, kto wie czy w ciemności nie zabłądziłaby. Idąc tak samotnie spostrzegła nadchodzącą z lewej strony obdartą, starą kobietę, niosącą chrust. Nie pozdrowiła jej, bo nie było to w jej zwyczaju. Starszych ludzi, jak zresztą swoich rodziców i dziadków, których czasem odwiedzała, traktowała lekceważąco. Na zapytanie staruchy, dokąd tak samotnie bieży, odpowiedziała, że to jej sprawa, co cię to stara wiedźmo obchodzi. A była to staruszka - wróżka, zaklinaczka zwierząt, ta która miała posłuch w lesie. Potrafiła czynić i dobrze i źle. To ona sprawiała, że nikt bezkarnie nie może łamać dobrych obyczajów i borowego prawa. Ktokolwiek zrąbałby drzewo kryjące puszczańską barć, zabił ciężarną lub karmiącą łanię, zaprószył ogień w lesie, strącił ptasie gniazdo pełne jaj lub piskląt, może spodziewać się zasłużonej kary. Ona sprawiała, że odpowiednia kara w swoim czasie przychodziła na sprawcę niegodziwości. I w tym przypadku miała zamiar pomylić drogę Żabusi, poplątać jej ścieżkę pod nogami, zwieść ją dalekim wołaniem lub podniesć z mokradeł nieprzejrzystą mgłę, w której nie sposób rozeznac drogi. Ale arogancka dziewczyna nakrzyczała na babine, wyzywała ja od staruchów, brudasów, obdarciuchów. To ostatecznie przesadziło o losie źle wychowanej córki wrotnego. Skoro ty jesteś taka okrutna Żabusiu - powiedziała starowina - to ja cię zamienie w najzwykleszą żabę. ibedziesz nią tak długo, dopóki jakis litościwy młodzieniec nie zechce cię pocałowac. Dopiero zmiana twojej postawy wobec zycia i pocałunek chłopaka przywróci ci postać dziewczynki. Wyrzekła sobie tylko znane zaklęcia i dziewczynka malała, malała w oczach i po kilkunastu sekundach, przybierając kierunek na zamek, już jako żaba wracała do domu. Rodzice długo, długo czekali na Żabusię, szukali jej wszędzie, nie wiedząc, że ciagle w pobliżu skacząca żabka jest ich córka.
Do dziś krąży Żabka po dziedzińcu zamkowym. Podczas upałów, a także w mroźne dni zimowe szuka schronienia w chłodnej latem, a ciepłej w zimie sali rycerskiej. Z łatwością można ją spotkać w obrębie zamku. Wielokrotnie wypędzana z tej rycerskiej sali, nie wiadomo w jaki sposób wraca z powrotem i czeka... Czeka na swojego wybawcę, którego wciąż brak, bo i który chłopiec zechce pocałować zimną, mokra, brzydka żabę.